Zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” popełnił kolejny wstępniak do weekendowego wydania dziennika. Kto nie czytał, niech żałuje, bo jest z czego się śmiać. Nie ma to jak skrytykować Jarosława Kaczyńskiego za to, co prezydent Recep Tayyip Erdogan robi w Turcji. Dziwne? Ani trochę - i w tym problem
„Stambuł w Warszawie” – taki tytuł redaktor Jarosław Kurski wybił nad swoim tekstem opublikowanym na pierwszej stronie weekendowej „Gazety Wyborczej”. To krótki artykuł, składający się z zaledwie kilku akapitów, ale jakże pouczający i symptomatyczny.
Pouczający, bo pokazuje, że Jarosława Kaczyńskiego można krytykować właściwie za wszystko; symptomatyczny, bo jest skrajnym przejawem swoistej dekadencji panującej w redakcji przy Czerskiej – o ile treść argumentacji zawsze była tam sztampowa, o tyle forma w większości przypadków trzymała poziom, choć i z tym, oczywiście, można dyskutować. Teraz jednak agresywna propaganda michnikowszczyzny porzuciła finezję i dawną subtelność formalną na rzecz ordynarnej, siermiężnej propagandy. Redaktorzy pracujący w „Gazecie Wyborczej” nie mają już monopolu na najwyższe kompetencje językowe i tekstualne w Polsce.
Na początku wstępniaka Jarosław Kurski przytacza wypowiedź prezesa Prawa i Sprawiedliwości sprzed dwóch lat, w której Jarosław Kaczyński stwierdza: „Trzeba zrobić wszystko, by Polska była tym, czym jest dzisiaj Turcja”. Następnie pisze Jarosław Kurski kilka zdań dalej: „Brak przesłanek, że fascynacja Kaczyńskiego Erdoganem ustała po stłumieniu w Turcji puczu, gdy represje i czystki obejmują tysiące sędziów, prokuratorów, nauczycieli, urzędników, którzy tamtej dobrej zmianie zawadzają (…) Prezes ma się od kogo uczyć”.
Później następuje długi ustęp, w którym Jarosław Kurski przedstawia apokaliptyczną wizję rządów Erdogana w Turcji. Ograniczanie swobód i wolności obywatelskich, cenzura, terror, fundamentalizm religijny, inwigilacja, radykalizm (skrajnie prawicowy, bo, jak wiadomo, jakikolwiek inny na planecie Ziemia nie występuje), zmiany w polityce historycznej, zwrot w stronę polityki narodowej – niczego w tekście nie może zabraknąć. „Turcja staje się rewersem demokracji”. Po tym ostatnim stwierdzeniu wystarczy tylko podmienić podmiot zdania i puenta wstępniaka gotowa, co też Jarosław Kurski robi, chociaż nie wprost: „Skala represji po tureckim puczu dowodzi, że władza absolutna demoralizuje się absolutnie. Wiara w samoograniczenie się satrapy jest naiwna. PiS też nie ograniczy się sam, skoro usuwa demokratyczne hamulce władzy”.
Tak oto Jarosław Kurski we wstępniaku pt. „Stambuł w Warszawie” krytykuje Jarosława Kaczyńskiego za decyzje i działania prezydenta Turcji. Jedyne argumenty, którymi zastępca redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej” operuje w tekście, to strzępy wypowiedzi prezesa PiS sprzed dwóch lat, w których zresztą Jarosław Kaczyński jednoznacznie odnosi się do ówczesnej sytuacji w Turcji („dzisiaj”), subiektywne odczucia samego autora („Nie mam złudzeń, że coś powstrzyma człowieka osobiście uczciwego, ale pielęgnującego urojone krzywdy, przekonanego o wyłączności swoich racji”) oraz karkołomne spekulacje.
To wszystko sprawia, że tekst redaktora Jarosława Kurskiego można uznać za kpinę z inteligencji czytelnika (a podobno, o czym poniżej, „inteligencja” stanowi gros czytelników „Gazety Wyborczej”). Teksty takie, jak ten pt. „Stambuł w Warszawie”, właściwie oparte są na absurdalnie skonstruowanej paraleli, przypominającej formalnie niesławny argumentum ad Hitlerum. Nie jest to publicystyka celnie punktująca obóz rządzący, ale siermiężna propaganda obliczona na budowanie w umysłach odbiorców ordynarnej asocjacji: Erdogan = Kaczyński, Turcja Erdogana = Polska Kaczyńskiego. Tylko czy ktoś, kto żyje w Polsce na co dzień, a jego jedyną lekturą nie jest „Gazeta Wyborcza”, może dać się do tego przekonać? Przecież to tylko kalka z wyświetchtanych już wzorów takich, jak Putin = Kaczyński czy Orban = Kaczyński. Nawet z czysto technicznego punktu widzenia metoda komunikowania przez redaktora Jarosława Kurskiego swoich przekonań budzi wątpliwości, bo treść podana w siermiężnej formie zasadniczo blokuje rozszerzenie zasięgu komunikatu poza dogmatycznych czytelników dziennika Adama Michnika. Może czas zapisać się na szkolenie z PR-u czy komunikowania masowego, redaktorze Kurski?
Nie jest tajemnicą, że Agora znajduje się w tarapatach finansowych. Ale teksty takie, jak siermiężny wstępniak Jarosława Kurskiego, pokazują, że na Czerskiej brakuje nie tylko pieniędzy. Deficyt finezji w codziennej walce ideologicznej staje się coraz bardziej wyraźny. Niby z logiką redaktorzy „Gazety Wyborczej” zawsze byli na bakier, chociaż przodowali w tej „historycznej”, po Heglu i Marksie, a za Leninem i Gramscim nazywanej też „dialektyką”
Ciekawe, co na to czytelnicy? Dodam tylko, że handlowcy „Wyborczej” podobno jeżdżą po potencjalnych klientach i usiłują sprzedawać przestrzeń reklamową w tym dzienniku, posiłkując się prezentacją, z której wynika, że większość czytelników gazety to inteligencja.
Ale czy rzeczywiście jest się czemu dziwić? Skoro argumentum ad Hitlerum na dobre zagościł w dyskursie krytyków nie tylko Jarosława Kaczyńskiego, ale całej polskiej prawicy, przyrównanie prezesa Prawa i Sprawiedliwości do współcześnie działającego polityka mogłoby oznaczać, że zaczadzeni redaktorzy z Czerskiej zaczynają schodzić na ziemię. Jednak czy na pewno tędy droga po rozum do głowy?